czwartek, 19 marca 2009

Plum.



Wypadałoby coś napisać, bo jakoś ostatnio zaniedbałam bloga. Z moich japońskich zainteresowań to wkręcam się kolejno w dżapańskie filmy, aktualnie na tapecie jest "Absolute Boyfriend (Zettai Kareshi)", ja w sumie mogłabym takiego mieć ;)
Produkcje japońskie denerwują mnie, bo albo aktorzy nie grają wcale, czyli mają "maski" na twarzy - zero mimiki twarzy, ewentualnie ruszają gałkami ocznymi, ale wg mnie to żadna gra aktorska, chociaż oczywiście zdaję sobie sprawę, że nieraz jest to zabieg celowy.
Z drugiej strony japońscy aktorzy lubią popadać w przesadę, przesycenie aktorzeniem. Lubią grać jakby byli bohaterami jakiejś kreskówki, co moim zdaniem jest pozbawione sensu, gdyż jest jasne i oczywiste, że żaden człowiek nie może zrobić ze swoją twzrzą oraz ciałem tego co może zrobić kreskówka, ma ona bowiem nieograniczone możlwiwości. Kreskówkowo przerysowana gra aktorska nieraz działała mi na nerwy, jednak jakoś dałam radę się do niej przyzwyczaić, ale mogę to oglądać tylko wtedy, gdy fabuła jest wciągająca.
Takim tworem jest właśnie "Absolutny chłopak" - przerysowana, komiczna, absurdalna nieraz (weźmy chociaż robota-chłopaka...), ale jednak jest to takie fajne cudeńko, które mi się spodobało ;)
A Miyavi ambitne dziecko, powzięło decyzję o założeniu własnej wytwórni. W sumie pomysł zajebisty, tylko ja np. nie umiałabym założyć straganu z warzywami, a co dopiero jakąś tam wytwórnię... Cieszę się z jego decyzji, bo mówiąc szczerze to martwiłam się co teraz z nim będzie: jaka wytwórnia go weźmie pod swoje skrzydełka i jaki będzie tego efekt i czy porzucenie PS Company to był na pewno dobry pomysł?
Się chłopczę rzuciło na głęboką wodę. Ambitną, ale głęboką.
No to PLUM!